Maraton w Nowym Jorku to marzenie wielu biegaczy. Taki crème de la crème biegów na dystansie 42 km i 195 m. Kogokolwiek i kiedykolwiek nie pytałem, każdy chce w nim wystartować. Od kilku lat bacznie oglądałem zmagania maratończyków w trakcie transmisji na żywo. Po napisach końcowych pojawiało się zazwyczaj głośne westchnięcie i kilka słów pokroju: „byłoby genialnie móc się tam pojawić”.
Odkąd zacząłem biegać okazało się, że marzenia czasem mogą się spełnić. Wszystko zaczęło się od maratonu w Tokio. Dwa lata po tym wydarzeniu pojawiła się możliwość wzięcia udziału w losowaniu do maratonu w Nowym Jorku. Udało się! Nowy Jork chciał, abym go odwiedził – uczestniczył w największym i chyba najbardziej prestiżowym biegu na świecie.Podróż do Nowego Jorku minęła bez najmniejszych problemów. No dobra, może był jeden drobny szczegół. Jadąc na lotnisko do Katowic, w pewnym momencie droga przestała istnieć. Musiałem zawrócić i nadrobić ponad 15 km. Półgodzinna wycieczka wydłużyła się o dodatkowe 30 min. Okazało się, że Skoda w gazie daje radę na polnych drogach. No i wymyśliłem też kilka nowych przekleństw. Ostatecznie wszystko skończyło się pomyślnie. Zdążyłem na samolot do Frankfurtu, skąd później ruszyłem na lotnisko w Newark. Przez pierwsze dwa dni zwiedziłem chyba wszystko co chciałem, pokonując przy tym na piechotę po 35 km dziennie. Nie wiem czy jeszcze kiedykolwiek wrócę do tego miasta, więc musiałem najlepiej wykorzystać ten czas.
Trafiłem m.in. do NYRR RUNCENTER. Oprócz oficjalnych ciuchów i gadżetów z maratonu, które sygnowane były logiem New Balance, znalazłem tam wszystkie dotychczasowe medale i ten, który miałem zdobyć już za kilka dni. Przy wejściu minąłem pamiątki związane z maratonem. W dalszej części mieściły się szafki, z których można było skorzystać idąc na trening do pobliskiego Central Parku.
No właśnie. Nie mogłem sobie odmówić tego, aby nie odwiedzić mety, która znajdowała się niedaleko od wejścia do parku. Zdaje się, że to wtedy po raz pierwszy pojawiły się u mnie ciarki. To niesamowite uczucie, gdy jedno z Twoich marzeń właśnie ma się spełnić.
Obok mety trafiłem do specjalnego pawilonu. W środku pojawiła się kolejna szansa na wydanie miliarda monet. Na wieszakach wisiały bluzy, spodnie i co najciekawsze – koszulka finishera. Na początku myślałem, że robię błąd kupując ją jeszcze przed biegiem. Później okazało się, że lepiej nie mogłem zrobić.
Na środku znajdowała się mapa trasy biegu. Na ścianie można było wypisać kartę i przywiesić ją klamerką. Nieco dalej rozwieszono olbrzymią płachtę ze wszystkimi nazwiskami biegaczy. Chwilę to trwało zanim znalazłem swoje.
Marku, maraton spektakularny, relacja super, dużo fotek, więc świetnie się czytało i oglądało 🙂 Też tam kiedyś pojadę, jak już w Europie skończy mi się miejsce 🙂 Będę wtedy mądrzejszy dzięki Twojej relacji ! Widzę też na fotkach, że spotkałeś kolegę z mojego miasta – Grześka, więc ślonzoki na promie trzymają się razem ! 🙂
Dzięki!
Pisałem ją kilkanaście godzin 🙂 Ciężko było ubrać w słowa te wszystkie emocje, które mi towarzyszyły.
Oczywiście, że się trzymają razem! Świat jest mały. Nawet w grupie 50 tys. ludzi 😉
Marek, świetna relacja. Raz jeszcze gratuluję. Takie bieganie bez spiny na czas jest zdecydowanie lepsze,choć kusi mnie aby zawalczyć o #breaking3. U mnie również połowa Majorsa zdobyta, w przyszłym roku czas na Chicago. Pozdrawiam Rafał z http://www.rodzinawbiegu.pl
Tym razem, los trzeba było wziąć w swoje ręce 🙂 Czas z Berlina zapewnił mi gwarantowany udział. Mam nadzieję, że wkrótce z 6 maratonów nie zrobi się więcej 😉 a jeśli nawet przebiegniemy i je. Powodzenia.
Ufff, no to nareszcie jest ktoś, kto odpowie mi na pytanie zadane na forum – https://bieganie.pl/forum/viewtopic.php?f=40&t=56543
Krótko: jakim cudem techniki działa GPS, kiedy się biegnie dolnym mostem Verrazano Narrow Bridge?!
Właśnie Ci tam odpisałem 🙂
W skrócie: Garmin nie stracił sygnału GPS, a nawet gdyby to zrobił, to pasek HR Run chwilowo przejąłby jego funkcję. Na podstawie mojej kadencji obliczyłby prędkość.
Wszystko rozumiem i dzięki za wyjaśnienia. Tylko drobna poprawka – pas HR mierzy tętno, a kadencja jest mierzona albo w zegarku przez czujnik wyrzutu ręki, albo przez footpod
Marek, gdy pisałeś o tych kibicach częstujacych bananami, przypomniało mi się Tokyo. To tam po raz pierwszy spotkałem kibiców, którzy na kocykach mieli papu i oferowali biegaczą.
Nowy Jork, jesienią 2018. Wiosna to Londyn. Pozostanie Boston, na który, jak zdrowie pozwoli, polecimy wspólnie. Maraton w NY różni się od tych dużych europejskich pod względem serwisu na trasie. W Europie, lepiej karmią,…
No właśnie to mnie zdziwiło w Nowym Jorku – strefy oferowały tylko i wyłącznie wodę. Co prawda gdzieś tam później pojawiły się żele, ale brać żel, którego się jeszcze nigdy nie jadło – to niezbyt dobry pomysł.
Londyn i Boston – marzenie! 🙂
15 komentarzy
Super relacja i super maraton. Życzę skompletowania wszystkich 😉
Dzięki! 🙂
Mam nadzieję, że wyrobię się z tym w ciągu najbliższych kilku lat 😉
Marku, maraton spektakularny, relacja super, dużo fotek, więc świetnie się czytało i oglądało 🙂 Też tam kiedyś pojadę, jak już w Europie skończy mi się miejsce 🙂 Będę wtedy mądrzejszy dzięki Twojej relacji ! Widzę też na fotkach, że spotkałeś kolegę z mojego miasta – Grześka, więc ślonzoki na promie trzymają się razem ! 🙂
Dzięki!
Pisałem ją kilkanaście godzin 🙂 Ciężko było ubrać w słowa te wszystkie emocje, które mi towarzyszyły.
Oczywiście, że się trzymają razem! Świat jest mały. Nawet w grupie 50 tys. ludzi 😉
Marek, świetna relacja. Raz jeszcze gratuluję. Takie bieganie bez spiny na czas jest zdecydowanie lepsze,choć kusi mnie aby zawalczyć o #breaking3. U mnie również połowa Majorsa zdobyta, w przyszłym roku czas na Chicago. Pozdrawiam Rafał z http://www.rodzinawbiegu.pl
Cześć.
Dzięki! Widziałem, że miałeś szczęście w losowaniu 🙂
Mam nadzieję, że wkrótce uda nam się skompletować wszystkie 6 maratonów.
Tym razem, los trzeba było wziąć w swoje ręce 🙂 Czas z Berlina zapewnił mi gwarantowany udział. Mam nadzieję, że wkrótce z 6 maratonów nie zrobi się więcej 😉 a jeśli nawet przebiegniemy i je. Powodzenia.
Ufff, no to nareszcie jest ktoś, kto odpowie mi na pytanie zadane na forum – https://bieganie.pl/forum/viewtopic.php?f=40&t=56543
Krótko: jakim cudem techniki działa GPS, kiedy się biegnie dolnym mostem Verrazano Narrow Bridge?!
Właśnie Ci tam odpisałem 🙂
W skrócie: Garmin nie stracił sygnału GPS, a nawet gdyby to zrobił, to pasek HR Run chwilowo przejąłby jego funkcję. Na podstawie mojej kadencji obliczyłby prędkość.
Wszystko rozumiem i dzięki za wyjaśnienia. Tylko drobna poprawka – pas HR mierzy tętno, a kadencja jest mierzona albo w zegarku przez czujnik wyrzutu ręki, albo przez footpod
Niekoniecznie 😉
Posiadam pas HRM-Run, który oprócz tętna, mierzy także kadencję 🙂
https://buy.garmin.com/pl-PL/PL/p/530376
No popatrz! Cytując klasyka: „człowiek uczy się całe życie, a i tak głupi umiera” 🙂
Jeszcze raz dziękuję!
Nie ma sprawy 🙂
Marek, gdy pisałeś o tych kibicach częstujacych bananami, przypomniało mi się Tokyo. To tam po raz pierwszy spotkałem kibiców, którzy na kocykach mieli papu i oferowali biegaczą.
Nowy Jork, jesienią 2018. Wiosna to Londyn. Pozostanie Boston, na który, jak zdrowie pozwoli, polecimy wspólnie. Maraton w NY różni się od tych dużych europejskich pod względem serwisu na trasie. W Europie, lepiej karmią,…
No właśnie to mnie zdziwiło w Nowym Jorku – strefy oferowały tylko i wyłącznie wodę. Co prawda gdzieś tam później pojawiły się żele, ale brać żel, którego się jeszcze nigdy nie jadło – to niezbyt dobry pomysł.
Londyn i Boston – marzenie! 🙂