5. In plus.
a) Nowy Jork.
Wyjazd życia! – inaczej być nie mogło.
Zwiedziłem ile byłem w stanie. Robiłem przy tym dziennie ok. 30-35 km.
b) Wspólne starty.
Wybaczcie, że ja jeszcze raz o tym bieganiu z wózkiem. Cóż, nie moja wina, że tak elegancko wkomponował się w grafik moich treningów.
Z Magdą wystartowałem dwukrotnie. Na dystansie 10 km w Bielsku-Białej:
c) Podium.
Na początku wspomniałem o wzruszeniach. Jedno z nich pojawiło się na mecie IV Tyskiego Półmaratonu. Gdy po raz pierwszy przeczytałem o tym, że w Tychach pojawi się kategoria dla biegaczy z wózkami biegowymi, od razu postanowiłem: walczę o podium!
To był start, do którego udało mi się najlepiej przygotować w całym 2017 r.
d) Brak kontuzji.
Poproszę o fanfary i tonę świeżego konfetti wyrzuconego z nadlatującego helikoptera.
Uwaga uwaga! Rok 2017 był pierwszym rokiem w historii mojego biegania, w którym nie doznałem ani jednej kontuzji. Proszę Państwa – to jest hit!
Nie było bólu piszczeli, kolan, ani rozcięgna podeszwowego, które doskwierały mi przez kilka ostatnich lat. Po prostu cisza i błogi spokój. I oby tak już zostało do końca.
Z czego to wynika? Na pewno z tego, że nie forsowałem się do granic możliwości. Biegałem w tempie, które akurat mi odpowiadało. No i jeszcze więcej uwagi przywiązywałem do rozciągania się po biegu.
Podsumowanie.
Rok 2017 r. nieźle namieszał w moim życiu. Doświadczyłem wielu niesamowitych chwil. Odwiedziłem kilka zjawiskowych miejsc.
Z porażek wyciągnąłem wnioski. Z sukcesów wywołałem sobie zdjęcia. Życie jest zdecydowanie zbyt krótkie aby nie czerpać z niego pełnymi garściami.
Roku 2018 – jestem gotowy.
Dajesz!
[shareaholic app=”share_buttons” id=”10261725″]
[shareaholic app=”recommendations” id=”10261733″]