„Sierpień miesiącem orki” – tak w skrócie mógłbym to podsumować. A jakbym miał się rozpisać i dodać do tego kilka zdjęć i wykresów?
To tak by to mogło wyglądać:
1. Kilometraż.
Tak prezentuje się kalendarz z sierpnia:
Zgodnie z tym, co postanowiłem jakiś czas temu, w tygodniu starałem się wychodzić na 4 treningi. Jeżeli z jakichś względów treningi były tylko 3, to w ich trakcie zwiększałem po prostu kilometraż. Zdarzały się więc sytuacje, w trakcie których z dnia na dzień robiłem po 20 km.
Co najważniejsze, zacząłem baczniej spoglądać na pomiar tętna. Szczególnie w trakcie urlopu. Moim celem jest zrzucenie kilku kilogramów, a tłuszcz ponoć najlepiej spala się w 1 strefie tętna.
Nie wiem dlaczego, ale uświadomiłem to sobie dopiero w połowie sierpnia. Treningi w tempie 5:40 min/km? Okazało się, że bardzo mi ich brakowało. Nie pamiętam kiedy ostatnio biegałem tak wolno. Od jakichś kilku lat przeważnie jest o wiele szybciej.
W sierpniu przebiegłem 227 km pokonując – rekordowy pod tym względem – marzec. Gdyby nie kilka wyjazdów, to myślę, że może dobiłbym do 300 km. Jestem ciekawy czy kiedyś mi się to uda.
2. „U” jak urlop. „S” jak Sobieszewo.
„Sobieszewo? A gdzie to?” – zadałem to pytanie osobie, która jakiś czas temu poleciła mi to miejsce. Na początku nie wiedziałem, że coś takiego w ogóle istnieje. Wyspa koło Gdańska? Taa… Jasne! Prędzej Ziemia jest płaska, a szczepionki powodują autyzm!
Okazało się, że Wyspa Sobieszewska to najlepsze miejsce nad polskim morzem (wiem – bardziej nad zatoką), w którym do tej pory byłem. Serio!
Spokój, szeroka i równie piaszczysta plaża (polecam unikać głównych wejść, gdzie Tyskie z sokiem leje się strumieniami), a także las. No kurde bajka! Dawno tak nie wypocząłem.
Przez te 7 dni zrobiłem tam ok. 60 km.
Tylko szkoda, że zdjęcia Google są nieaktualne. Przeglądając je przed wyjazdem doszedłem do wniosku, że nie będę miał tam gdzie biegać z wózkiem. Oczywiście na miejscu okazało się, że ścieżek spacerowo-rowerowych jest pod dostatkiem.
Żal.pl
3. Kaloryfer – odc. 2389.
Kilka miesięcy temu napisałem, że powalczę o to, aby z pod warstwy tłuszczu wyłonił się Św. Graal w postaci zarysu mięśni/kaloryfera z Danfosami. Jak zwał, tak zwał.
No i od połowy maja robię wszystko, aby tak się kiedyś stało. Tak przykładowo wyglądał sierpień:
Kilkanaście minut ćwiczeń (pisałem o nich w -> tym miejscu) + 80 pompek i chyba wreszcie coś się ruszyło.
Przede wszystkim z dnia na dzień robi coraz łatwiej to wszystko wykonuję. Po drugie, co prawda moja sylwetka daleka jest od idealnej, ale pojawiły się zarysy mięśni, o których istnieniu nie zdawałem sobie sprawy.
Dalej będę robił swoje i zobaczymy co z tego wyjdzie. Ale mato, córko i siostro cioteczna! Zrzucenie tłuszczu brzucha to chyba bardziej wymagająca czynność, niż nauka szpagatu w weekend.
Czy już jestem sexy?
Jeszcze nie, ale zamierzam!