Skręciłem w prawo.
Przede mną znalazła się długa prosta, która prowadziła do samego Stadionu Śląskiego. Na jej bieżni znajdowała się upragniona meta.
Delikatny podbieg, skręt w lewo i po chwili znaleźliśmy się w kotle czarownic.
Spojrzałem na Garmina i stwierdziłem – jest szansa na życiówkę! Postaram się jej nie zaprzepaścić.
Rozpocząłem sprint jakiego świat nie widział.
Udało mi się prześcignąć kilku zawodników.
Na ostatniej prostej dobiegłem do Łukasza, z którym kilkaset metrów wcześniej, zamieniłem kilka słów. Zobaczył, że zabieram się za sprint. Nie pozostał mi dłużny.
No i tym sposobem wyszło kilka zdjęć, które śmiało można by opisać jako pojedynek biegaczy ze szczękościskiem:
Na poniższym już wiedziałem, że jest dobrze.
Proszę Państwa! Meine Damen und Herren!
Mam nową życiówkę!
Wpadłem na metę, zgiąłem się w pół i zacząłem do siebie dochodzić. Sprawdziłem swoje tempo z ostatnich kilkudziesięciu metrów. Wyniosło 2:42 na km (!).
Z pięknym medalem na szyi odwróciłem się w stronę mety, po czym poczekałem na Rafała i Artura. Mocno ich wyściskałem i podziękowałem za genialne prowadzenie grupy. Serio! Jeszcze nigdy nie doświadczyłem czegoś podobnego.
Nieustanna opieka na trasie wymieszana z idealnym – co najważniejsze – nie zrywanym tempem. Przy biegu w okolic 4:15 min/km ma to olbrzymie znaczenie. Byłem im za to cholernie wdzięczny!
Nadal nie mogłem uwierzyć w to, co się stało. Na początku obawiałem się tego, czy w ogóle uda mi się złamać 1:30 h. Już to podkreślałem, ale zrobię to ponownie – trasa Silesii nie należy do najłatwiejszych. Podbieg od 15-ego km to jest jakaś masakra. Jestem przekonany, że po biegu przyśnił się on nie jednej osobie.
No i nie tylko złamałem 1:30 h, ale w ramach kontrolnego biegu przed maratonem w Poznaniu, udało mi się uzyskać nową – półmaratońską życiówkę. Poprzednia wynosiła 1:28:49 i zrobiłem ją w Rudzie Śląskiej [relacja]. Wiecie, to niby „tylko” 18 sekund poprawy, ale dla mnie to naprawdę „aż”.
XIX Silesia Półmaraton jest jednym z najbardziej satysfakcjonujących biegów w historii moich startów. Serio! To był jeden z tych biegów, po którym możesz śmiało stwierdzić: „Dałem z siebie naprawdę wszystko. Nigdzie nie zawaliłem”. Nowa życiówka była idealnym ukoronowaniem tego wysiłku.
Po biegu udało mi się spotkać kilku znajomych, którym od razu wykrzyczałem czego przed chwilą dokonałem. Zadzwoniłem do Tomasza, z którym rozpocząłem 4 km spacer do domu.
Jak oceniam Silesia Półmaraton?
Wolontariusze byli super pomocni. Trasa była dobrze oznakowana, a punkty z wodą długie i dobrze zaopatrzone. Meta na Stadionie Śląskim ponownie zrobiła na mnie ogromne wrażenie. Z perspektywy biegacza – półmaratończyka zabrakło mi większej liczby punktów z muzyką. Gdyby gdzieniegdzie pojawił się jakiś DJ z boomboxem, to byłoby kapitalnie. Wiem, ze ciężko wymagać od ludzi dopingu, ale może na nudnych – długich prostych – można by te braki zamaskować właśnie jakimś tłustym bitem?
W zeszłym roku było mi nie po drodze z Silesią. Startowałem wtedy w Chicago.
Teraz już wiem, że w przyszłym roku Silesia ponownie zagości na mojej liście startów.
Artur i Rafał – będziecie?
Nic mnie to nie obchodzi – musicie!