Nowy Jork – najludniejsze miasto Stanów Zjednoczonych Ameryki. Światowa stolica mody, finansów, biznesu, nauki i rozrywki? Wikipedia twierdzi, że tak. Po mojej wizycie w Wielkim Jabłku nie mogę się z tym nie zgodzić.
Przed Wami szósty z serii kilku tekstów o Nowym Jorku.
Ten powstał po dwóch latach przerwy, dwóch tygodniowych pobytach w tym mieście, a także pandemii, która zmotywowała mnie do tego, aby go wreszcie napisać.
Tym razem zajmę się parkiem High Line.
Zapraszam!
Poprzednie teksty:
1) Tydzień w Nowym Jorku – część #1 (New York, New York i Wiza)
2) Tydzień w Nowym Jorku – część #2 (Podróż)
3) Tydzień w Nowym Jorku – część #3 (Harlem)
4) Tydzień w Nowym Jorku – część #4 (Drapacze chmur i Mosty)
5) Tydzień w Nowym Jorku – część #5 (Central Park i Times Square)
9. High Line.
Gdy planowałem swoją podróż do Nowego Jorku, chciałem ją przeżyć najpełniej, jak tylko byłem w stanie. Kreśląc w głowie plany kolejnych spacerów, które łączyłyby najbardziej charakterystyczne punkty na nowojorskiej mapie, trafiłem na miejsce, którego w ogóle bym się tam nie spodziewał. Nagle okazało się, że w samym sercu Manhattanu znajduje się miejsce, w którym przez chwilę można odetchnąć od zgiełku miasta i wbrew pozorom nie chodzi o Central Park.
Historia powstania parku High Line jest niezwykle ciekawa. Wszystko zaczęło się w pierwszej połowie XIX wieku. W roku 1847 r. uruchomiono połączenie kolejowe, dzięki któremu przewożono towary z portu do miasta. Pomimo zabezpieczania transportów przez West Side Cowboys, którzy konno poruszali się przed pociągami i machali flagami oznajmiając, że oto zbliża transport, pod kołami pociągów ginęło coraz więcej ludzi.
W 1910 r. obliczono, że w wyniku wypadków zginęło 548 osób, a 1574 odniosło obrażenia. 10 Aleja, przez którą poprowadzono tory, została nazwana Aleją Śmierci. W celu zwiększenia bezpieczeństwa zdecydowano się, aby ruch kolejowy puścić bezkolizyjnie. W tym celu, wybudowano 21 km estakadę. W 1934 r. pojawiły się na niej pierwsze pociągi.
Wraz z rozwojem transportu samochodowego, ruch kolejowy ma Manhattanie zaczął tracić na znaczeniu. Doprowadziło to do tego, że w 1980 r. po estakadzie przejechał ostatni pociąg. Tory opustoszały, a estakada stała się z czasem schronieniem dla narkomanów i bezdomnych. Po kilku latach przystąpiono do jej rozbiórki. Na całe szczęście na horyzoncie pojawili się dwaj panowie: Joshua David i Robert Hammond. W 1999 r. założyli stowarzyszenie „Friends of the High Line” i rozpoczęli walkę o rewitalizację tego miejsca.
W 2003 r. otrzymali 720 propozycji z 36 krajów. Wszystkie dotyczyły tego, jak ma wyglądać ponad 2 km fragment torów, który jeszcze pozostał na powierzchni. Ostatecznie zdecydowali się na wariant deptaka z wielką ilością bujnej roślinności. Pierwsza jego część została oddana do użytku w 2009 r. Kolejne cały czas były remontowane. High Line swój ostateczny kształt otrzymał w 2014 r. Od tego momentu, park linearny o długości 2 km i 300 m jest jedną z większych atrakcji Nowego Jorku.
High Line odwiedziłem dwukrotnie: w 2017 i 2019 r. Poniżej znajdziecie zdjęcia z mojego spaceru w listopadzie 2019 r.
Wejście do parku znajduje w bezpośrednim sąsiedztwie Javits Center – ogromnego centrum konferencyjnego, w którym odbywa się Expo przed New York City Marathon.
Brama wygląda niezbyt okazale, więc nie dziwię się jeżeli niewtajemniczeni mogą ją po prostu ominąć. To przecież nawet nie brama, a jedynie luka w ogrodzeniu.
Przynajmniej tak to wygląda od północnej strony. Od południa wejście jest bardziej spektakularne.
Po wejściu od razu skręciłem w prawo. Łagodnym łukiem zacząłem omijać zajezdnię, na której znajdowało się kilkadziesiąt wagonów metra. W oddali widziałem „Vessel” – charakterystyczną trasą spacerową. Po prawej miałem rzekę Hudson.
To właśnie w tym miejscu zrobiono mi poniższe zdjęcie:
Zmierzałem dalej, a im dłużej to trwało, tym w kadrze miałem coraz więcej roślin.
Następny zakręt – tym razem w prawo i trafiłem na długą prostą.
Cały czas znajdowałem się kilka dobrych metrów nad poziomem ulicy. Oglądanie Nowego Jorku z tej perspektywy, było niezwykle interesujące. W każdym momencie można było przystanąć i pooglądać graffiti na pobliskiej kamienicy, bądź – wydawałoby się – niekończącą się aleję.
Pomocne okazały się miejsca, w których zainstalowano ławki. Przed nimi znajdowała się szeroka szybka, która jeszcze bardziej ułatwiała gapienie się przed siebie.
Na początku dominowały wieżowce. Im bliżej dzielnicy Chelsea, tym budynki były coraz niższe. Oczywiście jak na nowojorskie standardy.
Spore wrażenie robiły na mnie ogromne, łączone kamienice, które ciągnęły się przez kilkaset metrów.
Choć cały czas chodziło o to samo, a więc o nieśpieszny spacer przed siebie, co chwilę można było trafić na różnego rodzaju urozmaicenia.
Np. na ławy, które można było sobie przesunąć, albo na pozostałości torów. Kolorowe drzwi ustawione jedne koło drugich? Czemu nie?
Niejednokrotnie deptak prowadził przez budynki, co mogło spowodować efekt „wow”.
Nie bez powodu wybrałem wczesną porę na spacer. Z uwagi na fakt, że wejście do parku jest bezpłatne, z każdą chwilą na deptaku było coraz więcej ludzi, a nie o to przecież w tym wszystkim chodziło.
Z jednej strony Nowy Jork jest monumentalny. Jego architektura powoduje opad szczęki. Z drugiej jednak – to cholernie zatłoczone i głośne miasto. Mało w nim miejsca na chwilę dla siebie. Gdzie można po prostu usiąść i zebrać myśli.
Po kilkudziesięciu minutach wycieczka dobiegła końca. Schodami zszedłem w dół, po czym od razu obróciłem się za siebie. Przed oczami miałem główne wejście do parku, które robiło o wiele lepsze wrażenie, niż to, od którego rozpocząłem swój spacer.
Nie twierdzę, że High Line to idealne rozwiązanie, aby odpocząć od zgiełku miasta. Jeżeli traficie tam w godzinach jego szczytu, to z trudem pokonacie te 2 km. Ludzi będzie od groma.
Zmierzam jednak do tego, że ukojeniem może być roślinność, której próżno szukać pomiędzy jednym, a drugim drapaczem chmur.
High Line to bez wątpienia jedno z ciekawszych miejsc, które było mi dane odwiedzić.
Jeżeli będzie kiedyś w Nowym Jorku, to koniecznie musicie tam trafić.