W sierpniu wreszcie wróciłem do biegania przez duże „B” i „G”. W nic nie kopnąłem i niczego sobie nie zrobiłem. W zamian za to pokonałem blisko ćwierć tysiąca kilometrów i czuję, że znowu jestem na dobrym torze.
Mocno liczę na to, że ten stan potrwa co najmniej do Maratonu Warszawskiego, do którego przygotowuję się w pocie czoła i innych równie ważnych narządów.
A wszystko i tak zweryfikuje pogoda xD
1. Kilometraż.
Tak wygląda kalendarz (po kliknięciu jest zdecydowanie bardziej czytelny):
Wreszcie jakoś to zaczęło wyglądać. Na pewno w sierpniu w treningach było zdecydowanie mniej chaosu, niż w lipcu. Choć w międzyczasie miałem urlop, a także wyjazd na weekend, wykonałem 100% normy. I to mnie cieszy najbardziej. Gdy wykonuje się robotę, którą zadaje trener, to i ciało jest silniejsze i głowa spokojniejsza. Jedno i drugie są przecież równie ważne, aby odnieść sukces. Szczególnie ten biegowy. Co nie? Ładnie to podsumowałem, prawda?
Wśród treningów znalazły się podbiegi, ale także tempówki. Jeden z przykładowych treningów znajdziecie poniżej:
W sierpniu przebiegłem 244 km i 890 m:
W porównaniu z lipcem i czerwcem, to spory progres.
2. Urlop ♥
Jak pisałem Wam w podsumowaniu czerwca, po ponad 13 latach pracy w jednym zakładzie pracy, postanowiłem pójść dalej i zmienić swoje życie o 360 stopni, jak to mawiała Pani Beata eŁ., moja była współpracowniczka z prezydium.
Jedyny minus takiego pójścia w przód? Wypstrykanie się z zaległego urlopu, który magazynowałem od ponad dekady. Zawsze jakieś 10 dni przechodziło mi na nowy rok. Był zapas, który mogłem wykorzystać na dalekie wojaże. A tutaj się okazuje, że od czerwca, do końca roku mam jedynie 13 dni urlopu. A przecież czeka mnie między innymi wyjazd do Chicago.
Jak to pogodzić?
Jedyne obejście tej sytuacji było związane z wykorzystaniem 4 dni urlopu, w okresie od 16 do 19 sierpnia. Biorąc jedynie 4 dni, wraz ze świętem i dwoma weekendami, zrobiło się z tego aż 9 dób. No i gdzie by tu pojechać? A może do Gdańska? Miejsca, które kocham całym swoim sercem? Miasta, w którym złamałem 3 h? Nawet jak pada, to jest tam co robić?
Tak, to dobry plan!
Zalogowałem się na Booking.com i wybrałem apartament. Okazało się, że znajduje się w tym samym budynku, w którym nocowaliśmy przed kwietniowym maratonem. Przypadek?
Raczej przeznaczenie.
Sama okolica była równie ładna, co ostatnio. Zresztą Przymorze to chyba jedna z ładniejszych dzielnic Gdańska. Blisko Parku Reagana i morza. Jedyny minus to ceny mieszkań. Cena za metr w tamtej okolicy to od 15 do 20 tysięcy polskich złotych. Apartament, w którym nocowaliśmy wyceniłem na palcach obu dłoni ponad 1,2 mln PLN. Fajna okolica, tylko *&#@^ droga! :/
Miałem rozpisanych kilka treningów. Za każdym razem trasa była taka sama: w pierwszej kolejności pokonywałem Park Reagana, by następnie – długim deptakiem – dotrzeć za Sopot. W tył zwrot i po chwili biegłem już w kierunku mola w Brzeźnie. Od molo prowadziła długa prosta, na której 10 kwietnia 2022 roku finiszowałem łamiąc 3 h:
Poniżej znajdziecie kilka zdjęć z ww. trasy:
No, ale nie samymi treningami człowiek żyje. Po odrobieniu zadania domowego pakowaliśmy się samochodu, po czym ruszaliśmy na plażę. Po dwudziestu siedmiu kilometrach docieraliśmy na Wyspę Sobieszewską, która w godzinach szczytu prezentowała się w następujący sposób:
Prawda, że warto było tyle jechać?
3. Wstępna rejestracja do Bostonu.
Będąc w Gdańsku odkryłem, że mogę się wstępnie zarejestrować do przyszłorocznej edycji maratonu w Bostonie. Na czym polega taka prerejstracja? Już tłumaczę.
W formularzu podaje się wynik, a także datę i miejsce jego uzyskania. Siedząc na tarasie i sącząc wakacyjne i równie wytrawne czerwone wino, kliknąłem w co trzeba i wdusiłem Enter.
Gdy piszę te oto słowa już wiem, że pozytywnie zweryfikowano mój czas i bez problemu będę go mógł wykorzystać w rejestracji, która będzie się odbywała w terminie od 12 do 16 września.
Później będzie nerwowe oczekiwanie na maila z hasłem: „Chcemy Cię w Bostonie! Bierz graty i przyjeżdżaj :-*”
Oby tak właśnie było.
3 komentarze
O widzisz, widzieliśmy się na starcie w Gdańsku to może i spotkamy się na starcie Chicago 5k i 42k…Na Bullsach się nie spotkamy bo ja z kolei wybieram się na Knicksów :))) I pewnie też niewiele zobaczę z odległych siedzisk ale kto by się tym przejmował 🙂
Nieźle, nieźle 🙂
Cześć!
Odezwij się do mnie przez FB, to się jakoś możemy na miejscu zgadać 🙂
Super wpis! Lubię czytać jak inni pokonują swoje słabości i rozwijają się fizycznie. Takie artykuły zawsze motywują mnie do tego, aby ruszyć zadek z kanapy i pobiegać w parku. Ciężko czasami się zmotywować dno aktywności fizycznej zwłaszcza jeśli pogoda nie rozpieszcza.