Lipiec już się kończy, a czerwiec jeszcze nie podsumowany. Wstyd i hańba mi! Czas posypać stopy popiołem i wziąć się do nadrabiania.
W zeszłym miesiącu przebiegłem 102 km. Biorąc pod uwagę jedynie ilość pokonanych kilometrów, wyszło dosyć mizernie. Ledwo udało mi się złamać setkę. Czasami więcej robiłem w ciągu 1,5-2 tygodni. Nie dystans jest jednak najbardziej istotny. Bardziej emocje, które mu towarzyszyły. Tych wystarczy mi chyba na kilka kolejnych miesięcy.
Biegam już od 3 lat. Nie pamiętam, abym kiedykolwiek miał tyle startów, co w czerwcu. Co tydzień coś się działo.
Rozpocząłem 7 czerwca biegiem na 5 km przy Maratonie Wolności. Chciałem złamać 19 min i wywalczyć nową życiówkę. Niestety, z uwagi na wpadkę organizatora związaną z nieprawidłowym oznaczeniem trasy, część osób przebiegła ok. 4 km i 600 m. W tym zaszczytnym gronie znalazłem się i ja. Szkoda, bo był to jedyny start na tym dystansie w tym roku. Kolejna próba pobicia rekordu dopiero za rok.
12 czerwca wziąłem udział w X Ekologicznym Nocnym Biegu Godzinnym w Siemianowicach Śląskich. Udało mi się przebiec 14331 m. Poprawiłem życiówkę o 279 m i udzieliłem wywiadu do TVP Katowice. Niby to niewiele, ale na więcej nie było mnie wtedy stać.
20 czerwca -> Mattoni Olomouc Half Marathon 2015. Najlepszy półmaraton w jakim wziąłem udział. Tutaj znajdziecie relację z tego biegu: vol 1. i vol 2. Drogadotokio poleca!
Ostatni bieg: 27 czerwiec – VI Rybnicki Półmaraton Księżycowy. Pierwsze okrążenie zrobiłem w czasie, który sugerował wynik końcowy poniżej 1:30 h. Na drugim zaatakowano mnie kefirem, a w trakcie trzeciego zacząłem odczuwać skutki zmęczenia, które kumulowało się od kilku tygodni. Brakowało mi siły i tak sobie biegłem, bo biegłem. Ostatecznie zameldowałem się na mecie z czasem 1:35:38.
Co jeszcze?
Systematycznie się plankowałem. Pewnego dnia tak mocno się wczułem, że pojawił spory ból w okolicy klatki piersiowej. Przeszło dopiero po kilku dobrych dniach. Chciałem mieć kaloryfer i brylować w okolicznej dyskotece. Zdaje się, że nic tego nie wyjdzie…