Czerwiec był ostatnim miesiącem, który podsumowałem. Kilka dni temu skończyły się wakacje. Najwyższy czas, aby opisać to, co działo się ze mną w ich trakcie. Ile km przebiegłem? Czy był jakiś półmaraton, w którym cztery razy musiałem skorzystać z toalety? Sprawdźmy!
ENDO_LIPIEC
W lipcu udało mi się przebiec 132 km. Dlaczego tak mało? Już się tłumaczę.
Miesiąc zacząłem od 20 km po mojej ulubionej trasie w Kłobucku. Las, cisza, spokój i znowu las. Przez 2 h można odetchnąć od zatłoczonych chodników, sygnalizacji świetlnej i asfaltu. Jeżeli chcecie się dowiedzieć gdzie leży to miejsce, a także gdzie znajduje się w/w trasa, to polecam przeczytać TEN tekst.
Po przyjeździe z Kłobucka, Polską zaczęły targać wiatry o niespotykanej wcześniej sile. Najpierw przez moje miasto przetoczył się tajfun Nikol, a później Dżessika. Bałem się wychodzić z domu, a co dopiero myśleć o udaniu się na trening. Z badylem w oczodole byłbym jeszcze mniej fotogeniczny.
Trzeci weekend było wyjątkowo nie biegowy. Spędziłem go u przyjaciela w Warszawie. Dlaczego o tym piszę? Po raz pierwszy w życiu jechałem polskim szinkansenem! Pendolino powoli zaczęło się rozpędzać, po czym zaraz musiało zwalniać z uwagi na remont torowiska. Sytuacja powtórzyła się jeszcze kilka razy. Najdłużej staliśmy na słynnym już dworcu-widmo we Włoszczowej. Jedyną rzeczą, która na nim wysiadła, było klimatyzowane powietrze. W stolicy byłem 20 min po czasie. Ale, ale! Nie ma tego złego co by na dobre nie wyszło! W cenie biletu miałem kawę z zabielaczem i ciastko.
Pod koniec miesiąca spotkałem się z Damianem ze stylova.com. Udało nam się nakręcić klip, który wystawiłem w konkursie PKO Silesia Marathon. Możecie go obejrzeć poniżej:
Po intensywnym czerwcu (4 starty), w lipcu odpuściłem sobie wszystkie imprezy biegowe tego świata. Czasami lepiej spasować, by wrócić z nową porcją energii. Udało mi się to zrobić w sierpniu.