Luty za nami. Biegania było prawie tyle samo co w styczniu, co bardzo mnie cieszy. No dobra, a co mnie nie cieszy? Smog, -20 stopni Celsjusza i wyniki naboru do ekipy ASICS Front Runner Polska.
Zapraszam na podsumowanie ostatnich 28 dni mojego biegowego życia.
1. Kilometraż.
Tak prezentuje się kalendarz:
Standard, w postaci 3 treningów w ciągu tygodnia, został zaburzony 11 i 18 lutego. Wtedy to pojawiły się treningi nietypowe, bo w wersji combo.
Przez pierwsze 15 km biegłem wtedy wraz z Magdą. Później odstawiałem ją do domu, przebierałem się w suche ciuchy i wychodziłem jeszcze na dychę. Łącznie robiłem 25 km.
Wiecie, spokojnie dałbym radę zrobić je z Magdą. Niestety ta wytrzymuje ostatnio max 1:20-1:30 h. Szanuję jej decyzję, więc gdy budzi się z drzemki i stwierdza, że chce iść do domu – obieram jedynie słuszny kierunek.
Odkryłem też kolejny minus biegania z wózkiem. Wydawałoby się, że zwyczajny, spokojny spacer z sankami będzie po prostu spokojny i zwyczajny. Guzik prawda! Okazało się, że Magda, przyzwyczajona do sporych prędkości, nie akceptuje takich, powyżej 5:15 min/km.
Chwyciwszy za sznurek od sanek, za plecami usłyszałem więc głośne: „Taataaaaa!!! Bieniee*!!! Taaataaaaaaaaaaa!!!!” i było po zawodach. Koń pociągowy w ver. 2.0.
80 km zrobiłem wraz z Magdą, a 22 km na bieżni.
* – biegnie.
2. Starty.
Start był tylko jeden: 24 lutego wziąłem udział w IV Parkowych Hercklekotach.
Dystans dosyć nietypowy, bo wynosił niecałe 7 km. Odczuwalna temperatura w okolicy -13 stopni Celsjusza i tętno na poziomie 195 unm. Zająłem 11 miejsce w klasyfikacji OPEN na 647 startujących.
Dwie godziny po mnie, w swoim biegowym debiucie, miała wystąpić Magda. Z uwagi na niską temperaturę, postanowiłem go przełożyć na kiedy indziej.
Zakwasy czułem przez kolejne 3 dni, ale było warto.
Pierwszy bieg 2018 r. za mną!
3. Nie tym razem.
W podsumowaniu stycznia pisałem Wam o tym, że rozpocząłem walkę o miejsce w drużynie ASICS Front Runner Polska. Wszystko się zgadza.
- stworzyłem specjalną stronę: www.chcebycfrontrunnerem.pl
- formularz zgłoszeniowy wypełniłem najpiękniej jak potrafiłem
- zrobiłem siad płotkarski, zacisnąłem kciuki i dalej robiłem swoje
No i co?
No i nic.
27 lutego otrzymałem e-mail, w którym przeczytałem, że:
Dzień później ogłoszono ósemkę szczęśliwców, którzy zostali wybrani z pośród kilkuset zgłoszeń.
W tym miejscu pokuszę się o mały komentarz 😉
Część osób (czyt. męska część populacji) może narzekać, że wybrano aż 6 kobiet i tylko 2 mężczyzn. Doczytałem, że chciano wyrównać obecny skład. Jeżeli taka była wola jury, to należy ją uszanować. Podobnie jak całe wyniki naboru. Każdemu z tej ósemki życzę jak najlepiej.
Tak najzwyczajniej w świecie zdziwiła mnie tylko jedna rzecz. Że na te 2 męskie miejsca, jedno zajął Jacek Mejer „Mezo”, którego z marką ASICS można kojarzyć już od jakiegoś czasu. Wydawało mi się, że Front Runnerem jest już od dłuższego czasu. Mezo pojawiał się przecież w akcjach promocyjnych ASICS, biegał w odzieży z logiem japońskiej firmy. Okazało się, że Mezo dotychczas był przyjacielem marki, a teraz po prostu stał się jednym z członków ekipy.
Wydawało mi się, że osoba pokroju Mezo do ekipy może wejść tylnymi drzwiami. Może inaczej – że z uwagi na to co robi, może zostać Front Runnerem w każdym momencie. Nie musi brać udziału w jakichkolwiek akcjach pokroju – wyślij zgłoszenie, a może Cię wybierzemy.
To tylko taka moja luźna myśl.
Czy wezmę udział w przyszłorocznym naborze?
Czy obraziłem się na firmę ASICS i od tej pory będę biegał w obuwiu marki Kubota?
Jeżeli chodzi o przyszłoroczny nabór, to ciężko stwierdzić. W trakcie tegorocznego dałem z siebie wszystko. Unikałem wazeliny i starałem się Was nie zamęczać hasłami pokroju: ASICS to, ASICS tamto. Znalazłem sobie niszę (biegacz z wózkiem) i fajnie ją zareklamowałem. Przynajmniej tak mi się wydaje. Nie wiem co miałbym jeszcze zrobić? Czym Was – i siebie – miałbym zaskoczyć w trakcie kolejnego naboru? Na razie brakuje mi pomysłów.
Z drugiej strony, mógłbym zrobić jeszcze więcej, ale biorąc pod uwagę liczbę przyjętych mężczyzn, a także ich dokonania w social mediach – i tak byłbym bez szans.
Na ASICS się nie obrażam. To nadal moja ulubiona firma biegowa, a bez modelu GT-1000 nie wyobrażam sobie kolejnych startów i treningów.
4. Teksty o Nowym Jorku.
W lutym zacząłem publikować teksty o moim pobycie w Nowym Jorku. W tym ten o Harlemie – jeden z lepszych, który zamieściłem na niniejszej stronie.
Krótko i na temat:
1) Tydzień w Nowym Jorku – część #1 (New York, New York i Wiza)
2) Tydzień w Nowym Jorku – część #2 (Podróż)
3) Tydzień w Nowym Jorku – część #3 (Harlem)
4) Tydzień w Nowym Jorku – część #4 (Drapacze chmur i Mosty)
A to nie koniec!
5. Romans z bieżnią.
Minus kilkanaście stopni Celsjusza i ogromny smog spowodowały, że długie niedzielne wybieganie postanowiłem zrobić w poniedziałek wieczorem. Wybór padł na bieżnię. Dodam, że do tej pory nigdy z niej nie korzystałem.
W planie miałem ok. 2 h biegu w tempie 5:20-5:30 min/km, ustawiłem więc machinę i ruszyłem.
14 minuta, 37 minuta, 1 godzina i 12 minuta, 1 godzina i 37 minuta – a ja nadal biegłem w miejscu. Spoglądałem na ludzi, lustra i pozostałe przyrządy. Policzyłem lampy, okna, a także ilość wydanych napojów w pobliskiej recepcji (?).
1 godzina i 39 minuta – bieżnia postanowiła się wyłączyć. Spojrzałem na nią i na Garmina. Przeszedłem na urządzenie obok wszystko zaczęło się od nowa.
W życiu, podkreślam -> w życiu nie robiłem nic bardziej nudnego. Serio!
Te 2 godziny trwały po prostu w nieskończoność. Na drugi raz wezmę ze sobą audiobooka albo największe przeboje pierwszej połowy lat ’90.
Mam nadzieję, że to pomoże.
[shareaholic app=”share_buttons” id=”10261725″]
[shareaholic app=”recommendations” id=”10261733″]