Start przebiegał w 4 falach, które startowały w 20-25 min odstępach. Każda fala dzieliła się na 3 kolory: zielony, pomarańczowy i niebieski. Te były dodatkowo podzielone na strefy od A do F. Wszystkie fale łączyły się po 5 km trasy.
Wraz z Adamem mieliśmy wystartować z zielonej – najmniej reprezentacyjnej fali, gdyż jako jedyna biegnie na niższym poziomie mostu Verrazano-Narrows. Trudniej tam o dobre widoki. No i ponoć lepiej się nie wychylać z uwagi na biegaczy, którzy… sikają z poziomu wyżej. Przynajmniej tak mi się wtedy wydawało.
Okazało się, że sikania z mostu już teraz raczej się nie praktykuje. O dobry widok na Manhattan z górnego pokładu było tak samo ciężko, jak z tego naszego. Budynki były skryte we mgle. Od rana wiało chłodem i ciężkie chmury wisiały w powietrzu. Zbliżający się deszcz był tylko formalnością.
Na rozstaju dróg odłączył się od nas Konrad, któremu przypadł kolor niebieski.
Udaliśmy się do zielonej strefy, w której można było nadrobić kalorie stracone w trakcie długiej podróży. Na pierwszy ogień poszedł bajgel. Później zrobiliśmy sobie po herbacie. Dostałem izotonik, żel, wodę, a na głowę okolicznościową czapkę. Do startu zostało nam kilkadziesiąt minut. Pewne było to, że do tego czasu na pewno nie umrzemy z głodu.
![]() |
![]() |
Wkrótce przeszliśmy z miasteczka do naszej strefy startowej. Ustawiliśmy się przed naszą literą i po kilkunastu minutach mogliśmy wejść do środka. Kolejny raz skorzystaliśmy z toalety, których na szczęście było tam zatrzęsienie. W tle usłyszeliśmy start pierwszej fali. Wystrzał z armaty rozniósł się sporym echem. Po jakimś, czasie powolnym krokiem zaczęliśmy zmierzać w stronę naszej linii startowej.
![]() |
![]() |
![]() |
![]() |
![]() |
![]() |
Hymn Stanów Zjednoczonych Ameryki, szybkie porzucenie ciuchów i ubranie niebieskiej peleryny, która miała nam zapewnić jeszcze nieco ciepła.
![]() |
![]() |
![]() |
10:15 – ruszyliśmy. Plan był prosty – nie walczyć o życiówkę. Pobiec w okolicy 4 h i cieszyć się biegiem.
W USA wszystko jest większe. Napoje, rozmiarówka odzieży i samochody. Maraton też musiał się zacząć od wysokiego „C”. Pierwsze kilometry zrobiliśmy na wspomnianym już moście Verrazano-Narrows, który trwał z dobrych 2500 m.
![]() |
![]() |
![]() |
Zrobiłem tam sobie poniższe zdjęcie, na którym wyszedłem jak jakiś psychopata na odblokowanym skuterze. Co ja mogę zrobić jeżeli właśnie tak się tam wtedy czułem?
Po około 4 km zbiegliśmy z autostrady i skręciliśmy w stronę jednej z wielu bocznych uliczek. Zaczął się niesamowity doping, który trwał do samej mety.
Pojawił się jeden, jedyny moment, w trakcie którego musieliśmy przystanąć. Po lewej stronie wyrosło kilka kabin WC. Niska temperatura i długie oczekiwanie na start zrobiły swoje. Szybka wizyta w jednej z nich i od teraz mogliśmy się już w pełni cieszyć biegiem. A było czym!