5. In plus.
a) Co tam się działo!
Taki bieg zdarza się tylko kilka razy w życiu. W moim przypadku lepiej chyba nie mogłem trafić – swój maraton idealny pokonałem w Chicago.
Skąd te „ochy” i „achy”?
Po pierwsze, pomimo zmęczenia związanego ze zmianą strefy czasowej i codziennym – wielokilometrowym wędrówkom po mieście – sił wystarczyło mi od początku, do samego końca.
Po raz pierwszy w życiu miałem tyle energii. Szczególnie po tym najważniejszym – 30-stym kilometrze.
Zdjęcia, przybijanie piątek, degustacja piwa i pierdyliard innych rzeczy, które wydarzyły się na trasie. O 42-gim kilometrze w tempie 4:26 min/km nawet nie wspominam.
Liczę na to, że tych wspomnień nie odbierze mi nawet Alzheimer.
Gorąco zachęcam do przeczytania relacji, a także serii kilku tekstów o wietrznym mieście.
b) Podium w Tychach.
Aż chciałoby się wykrzyczeć: „Znowu to zrobiliśmy!”.
W trakcie półmaratonu w Tychach udało nam się zdobyć 2 miejsce w klasyfikacji OPEN biegaczy z wózkami biegowymi.
Rok wcześniej znaleźliśmy się na najniższym stopniu podium [relacja].
c) Nowa maratońska życiówka!
W trakcie ORLEN Warsaw Marathon udało mi się ustanowić nową życiówkę na dystansie maratonu: 3:23:48!
Nie jestem z tych osób, która rozpamiętuje biegi i analizuje je pod kątem: Dlaczego nie przyspieszyłem? Co mógłbym zrobić więcej? bla bla bla….
Wyszło tak jak wyszło i tyle. Więcej nie mogłem zrobić. Mało tego! Na ostatnich kilometrach mocno zwolniłem. Zrobiłem to profilaktycznie, bo nie chciałem, aby za zakrętem pojawił się szybki zgon.
Bardziej interesuje mnie to na ile jeszcze mnie stać.
3:14 h?
3:09 h?
Przy najbliższej okazji postaram się to sprawdzić.
6. Nowa wersja strony.
Zupełnie nieoczekiwanie, w drugi dzień świąt Bożego Narodzenia, postanowiłem udostępnić Wam odświeżoną wersję strony:
Jakby ktoś mnie chciał zbesztać, że wygląda to tak sobie i można zrobić to lepie, to uprzejmie informuję: z wykształcenia jestem tylko/aż* politologiem.
Dziękuję za uwagę,
a niepotrzebne skreślić.