W ciągu kilku ostatnich lat, udało mi się biegać w wielu fajnych miejscach. W trakcie pobytu w Tokio zrobiłem 10-km trening, którego trasa prowadziła wokół Pałacu Cesarskiego [relacja]. W Nowym Jorku przez 11 km byłem pod wrażeniem Central Parku [relacja]. Przed maratonem w Londynie chciałem pobiegać w Hyde Parku. Niestety z uwagi na napięty grafik, mogłem to zrobić dopiero miesiąc później – przed 2019 Vitality London 10,000. To właśnie wtedy, w pewien majowy weekend, pokonałem w nim łącznie ponad 35 km. Poniżej znajdziecie zapis z najdłuższej – 20 km trasy.
Z racji umiejscowienia hotelu, aby dostać się do Hyde Parku, swój trening musiałem rozpocząć w Green Parku. Minąwszy kilka świateł, stanąłem przed statuą bogini Diany, przy której uruchomiłem Garmina.
Długą prostą dotarłem w okolicę Pałacu Buckingham, po czym skręciłem w prawo.
Przed oczami wyrosła mi kolejna prosta.
Na jej końcu trafiłem na sporych rozmiarów rondo.
Na jego środku znajdował się bogato zdobiony łuk triumfalny Wellington Arch, a także kilka rzeźb.
Przebiegając pod łukiem i skręcając ponownie w prawo, w kadrze znalazło się jedno z głównych wejść do parku. Na Garminie miałem już nieco ponad 1 km.
Dla urozmaicenia teraz skręciłem w lewo. Wkrótce dotarłem do brzegu zbiornika Serpentine.
Przed jednym z mostów okrążyłem fontannę upamiętniającą Księżną Dianę, po czym z powrotem trafiłem na prostą, od której zaczynałem trening w Hyde Parku.
W okolicy przejścia dla pieszych Garmin oznajmił, że właśnie wspólnie pokonaliśmy trzeci kilometr.
Zaraz za przejściem w głowie pojawiło się jedno z fundamentalnych pytań: W lewo? Czy raczej w prawo?
Spojrzałem na mapę, po czym wybrałem pierwszy wariant.
I słusznie.
Po kilkuset metrach dotarłem do jednej z bardziej charakterystycznych budowli w parku – majestatycznego pomnika Alberta – męża królowej brytyjskiej Wiktorii. Po drugiej stronie ulicy dostrzegłem słynną Royal Albert Hall.
Nie jestem wielkim znawcą stylu neogotyckiego, ale w tamtym momencie po prostu nie wypadało się nie zatrzymać. Podszedłem bliżej pomnika i gapiłem się na niego przed dobrych kilkanaście minut. Im dłużej to robiłem, tym więcej szczegółów byłem w stanie dostrzec.
Wziąłem łyk wody, po czym – po ponownym odnalezieniu odpowiedzi na pytanie: „Gdzie teraz?” – ruszyłem w kierunku Pałacu Kensington.
Minąłem go po lewej po czym skręciłem w prawo zostawiając za sobą staw Round Pond.
Wiedziałem, że za kilkadziesiąt minut ponownie się tutaj pojawię. Na liczniku miałem niecałe 5 km, park powoli zaczął mi się kończyć, a w planach miałem 20 km. Koniec końców, aby dobić do tych 20 000 m, kilka miejsc trzeba było odwiedzić dwukrotnie. Dodam, że wcale mi to nie przeszkadzało.
Kolejną prostą dotarłem do jednego z bardziej urokliwych miejsc – Włoskich Ogrodów.
Minąłem je i udałem się w dalszą drogę.