W listopadzie wydarzyło się tak wiele, że gdybym tylko miał czas, to napisałbym powieść przygodową, wydał ją w 15 tomach i czytał na głos przez kolejne kilka lata. Jednakże… na całe Wasze szczęście, wolnego czasu nie mam prawie wcale. Streszczę się więc najpiękniej, jak jestem w stanie. Ok?
Zapraszam na skrót najważniejszych wydarzeń 11 miesiąca 2021 roku.
1. Kilometraż.
Tak prezentuje się kalendarz:
Od kilku lat piszę Wam to samo: w tygodniu trenuję 3 x 20 km. Bla… bla… bla… Ileż można? Na całe szczęście od grudnia będzie już inaczej. „A dlaczegóż to?” – na to pytanie znajdziecie odpowiedź w dalszej części programu.
Listopad to był więc ostatni miesiąc, w którym biegałem swoje kultowe 3 x 20 km. Skończyło się! Co po za tym? Ano wróciły wycieczki biegowe i rozpocząłem treningi na bieżni mechanicznej.
W ubiegłym miesiącu przebiegłem 237 km i 70 m.
Tym samym, od początku roku, pokonałem już dystans 2626 km. Czy w grudniu pobiję swój ubiegłoroczny rekord, który wynosi 2886 km i 700 m?
Się zobaczy.
2. Wycieczki biegowe.
W listopadzie nigdzie nie wystartowałem. W zamian za to, zrobiłem sobie 2 wycieczki biegowe.
I to jakie!
a) Nikiszowiec w Katowicach (dystans: 23 km):
Na pierwszy ogień poszedł Nikiszowiec – jedna z bardziej charakterystycznych dzielnic nie tyle w Katowicach, co chyba w całej Polsce.
Przyznam się, że prawie w ogóle nie brałem pod uwagę, że w ramach treningu, mogę się tam kiedyś wybrać. Z Siemianowic trochę się tam jednak jedzie. To jeden z tych dystansów, który o wiele lepiej wygląda na papierze, bądź na Stravie. Na Garminie wyskoczył wynik: 23 km.
Gdybym tak na oko miał określić jaki będę musiał pokonać dystans, aby z Siemianowic, dobiec na Nikiszowiec, a potem przez Dolinę Trzech Stawów, wrócić do domu – śmiało wykrzyczałbym: 34 kilometry. Bo przecież nie 23 km, co nie?
a) Kopiec Wyzwolenia w Piekarach Śląskich (dystans: 31 km):
Druga wycieczka biegowa też była całkiem udana.
Przypomniało mi się, że istnieje coś takiego jak Kopiec Wyzwolenia w Piekarach Śląskich. No to w ruch poszły mapy Google i po chwili miałem już wytyczoną trasę z cyklu: trochę przy drodze, trochę wśród familoków, ale będzie też pole i nieco podbiegów. Na trasie pojawił się nawet pomnik papieża który wiedział, a nie powiedział nic. Tyle wygrać!
Łącznie wyszło 31 km. Do końca dni zapamiętam ten zimny, porywisty wiatr, który prawie mnie zdmuchnął z samego czubka kopca.
3. Współpraca z Saturn Fitness.
W listopadzie udało mi się znaleźć fantastycznie miejsce, w którym będę mógł się przygotowywać, do przyszłorocznych startów. Jest nim Saturn Fitness w Chorzowie ♥
W tym roku – przed smogiem – postanowiłem się schować właśnie w siłowni. Skończyło się bieganie wśród świeżo palonych podkładów kolejowych, wkładek higienicznych i wszystkiego co tam się nawinie. Mało tego. Ja na tej bieżni nie tyle chcę sobie pobiegać, co przetrenować konkretne jednostki począwszy od BNP, podbiegów czy rytmów. Może poza skipami, bo te byłoby mi ciężko wykonać.
Odkryłem, że zabierając ze sobą tablet, a wcześniej zaciągając z Netflixa w offline filmy dokumentalne, takie 20 km mija w mig (przy okazji polecam świetny dokument pt: „14 szczytów: Nie ma rzeczy niemożliwych”).
Jeszcze nie wiem kiedy dokładnie, ale wkrótce powinien się pojawić wpis, w którym poruszę kwestie związane z bieganiem po bieżni mechanicznej. Postaram się przedstawić wszystkie za, a nawet przeciw.
4. Test wydolnościowy
W drugiej połowie listopada miałem okazję pojawić się na bieżni mechanicznej. Tym razem chodziło jednak nie o liczbę przebiegniętych kilometrów, a o specjalistyczne dane, z których będę mógł skorzystać w trakcie kolejnych treningów.
Po wizycie w Krakowie i wzięciu udziału w teście wydolnościowym, opublikowałem najbardziej specjalistyczny tekst w historii mojej strony. Na czynniki pierwsze rozłożyłem zarówno samo badanie, jak i wyniki, które kilka dni później przyszły na moją skrzynkę e-mail.
Tekst znajdziecie -> w tym miejscu.
Polecam!
5. Mam trenera.
Jakby nowości było mało, to na deser pochwaliłem się Wam taką oto informacją:
Po blisko 10 latach biegania po swojemu, wreszcie pojawił się ktoś, dzięki któremu będę mógł jeszcze bardziej wyjść poza swoją strefę komfortu. Złamać upragnione 3 h na dystansie maratonu i to zaledwie przy 3 treningach w tygodniu. Właśnie taki jest plan!
Nieskromne przyznam, że dzięki własnej pracy, dokonałem kilku spektakularnych wyczynów. Życiówka w połówce (1:20:44 – Kraków) w dalszym ciągu jest dla mnie jakąś abstrakcją. Wiem, że samemu może mi być ciężko ruszyć dalej.
Oj ten przyszły rok zapowiada się ciekawie.
Ciekawe co też będę pisał w podsumowaniu 2022 roku 😉
Tym futurystycznym akcentem kończę powyższy tekst. Kończę też kubek herbaty i jadę na pierwszy trening w życiu, który rozpisał mi trener, a nie podpowiedział organizm.
Do następnego!