Październik 2021 roku – jaki on był? Czymże mnie zaskoczył?
O ile w ogóle to zrobił.
Sprawdźmy to najdokładniej, jak tylko się da.
1. Kilometraż.
Tak prezentuje się kalendarz:
Jest taka zależność, którą odkryłem, gdy tylko zacząłem biegać: im więcej startów w miesiącu, tym mniej nabitych kilometrów. Tak było i tym razem. 9 października wziąłem udział w Siemianowickiej Piwnej Mili, by nieco ponad tydzień później – wystartować w Krakowie. A wiadomo, że jak się startuję w niedzielę, to przeważnie w sobotę się leży, pachnie i wizualizuje moment przekroczenia mety.
Po wymagającym wrześniu, kiedy to po samym maratonie w Berlinie dochodziłem do siebie ponad tydzień, w październiku nie trenowałem jakoś za szczególnie. Dalej robiłem swoje skupiając się na tych słynnych już na całą Polskę 3 treningach po 20 km.
Z takich ciekawszych treningów warto wspomnieć 20 km, które u boku Artura, pokonałem w lesie pod Kłobuckiem:
W ww. kalendarzu widać lukę w postaci wolnego weekendu 23-24 X. Ów przerwa była spowodowała przeziębieniem, które dopadło mnie 21 października. Katar, osłabienie, a później kaszel, który zawsze pojawia się po jakiejkolwiek niedyspozycji. Tak to już jest u asmatyków. Gdzie inni kończą kaszleć, my się dopiero rozkręcamy.
Łącznie w październiku przebiegłem 200 km i 450 m.
Tym samym, od początku roku, pokonałem już dystans 2410 km.
Istnieje duże prawdopodobieństwo, że gdy się zbiorę w sobie, to do końca roku powinienem pokonać barierę 2900 km. Najwięcej – w ciągu 365/366 dni – pokonałem biegiem 2886 km i 700 m.
Zobaczymy jak będzie tym razem.
2. Starty.
Starty były dwa, a relacje trzy.
Ha! Umiecie tak?
a) Siemianowicka Piwna Mila – 09.10.2021 r.
To był jeden z tych biegów, w których zawsze chciałem się sprawdzić. Wypić piwo i jednocześnie nieco pobiegać. Czy da się połączyć jedno z drugim i nie ulać? Nie ukrywam, że było ciężko, ale się udało.
Z racji tego, że w trakcie biegu zrobiono mi dziwne i zarazem – zaskakujące zdjęcia, a dodatkowo w tle pojawił się także napój skierowany jedynie dla osób dorosłych, postanowiłem przygotować dwie relacje.
Pierwszą, skierowaną dla osób niepełnoletnich, znajdziecie w tym miejscu.
Jeżeli urodziliście się przed rokiem 2003, to serdecznie zapraszam Was na relację, którą napisałem z myślą o osobach pełnoletnich. Zapoznacie się z nią klikając ten link.
Skąd taki pomysł? A tak jakoś mi wpadł do głowy.
Rzadko zdarza się szansa na napisanie dwóch relacji z jednego biegu.
Czy dzięki temu przejdę do historii polskiego biegowego blogerstwa?
Mocno liczę na to, że tak się właśnie stanie.
b) 7. Cracovia Półmaraton Królewski – 17.10.2021 r.
No dobra, przed chwilą było o biegu pół żartem, pół serio.
Nadszedł czas na danie dnia!
17 października wystartowałem w Krakowie. Miałem plan, aby nieco złamać swoją dotychczasową życiówkę (1:24:26 – Tychy). Na całe szczęście to „nieco”, trwało aż całe cztery minuty 😉
W Krakowie wydarzyło się to:
Na jednym ruszcie upiekłem dwie życiówki:
a) półmaraton: 1:20:44
b) 10 km: 37:20
Pardon my French, ale byłem z siebie przecholernie zadowolony!
Zresztą w dalszym ciągu jestem. Zająłem 68 miejsce na ponad 4000 zawodników. Toż to szok jest!
Relację przeczytacie w >> tym miejscu <<.
3. Bieżnio – nie kocham cię, ale jednak potrzebuję.
Na początku tekstu wspomniałem o astmie. Tak się składa, że od ponad ćwierć wieku jestem w jej posiadaniu. Wcale jej nie chciałem, ale jakoś tak sama przyszła i została. Czym dla astmatyka jest każdy sezon grzewczy? Walką o każdy oddech, który jest nieskalany przekroczeniem norm jakości powietrza. Wbrew pozorom – niezwykle o to trudno.
Z tego właśnie względu postanowiłem, że gdy te normy zostaną przekroczone o pierdyliard procent, a mapa Airly (i tym podobne) będzie się świeciła na bordowo i czarno, biegać będę jedynie na siłowni.
W ramach testu jednej z siłowni, na bieżnię trafiłem w pewien środowy wieczór:
20 km w narastającym tempie (początek po 5:30 min/km, a później w okolicy 4:00 min/km) i jednocześnie w miejscu. No niby miałem przed oczami Kanion Colorado, jakąś losową ulicę w Niemczech i w Nowej Zelandii, ale to nie to samo, co bieganie w realu.
Gdy po blisko 2 h zszedłem z bieżni, to błędnik oszalał. Sunąłem stopami po podłodze, jak po kilku lampkach Harnasia Mocnego 9%. Dziwne uczucie, ale niestety będę się musiał do niego przyzwyczaić.
I tu takie dodatkowe info: u mnie astma, do jakiejś dekady (na całe szczęście!) jest w uśpieniu. Nie muszę brać sterydów, więc tym samym nie biegam na dopalaczach. Na pewno gorzej startuje mi się w lecie i gdy jest spora wilgotność. Odczuwam ją zdecydowanie mocniej, niż osoby, które astmy nie mają.
4. Trening do pełnego + prezent od Dziadka Mroza.
31 października, a więc niejako rzutem na taśmę, udało mi się przekroczyć barierę 200 km. Przyznam się bez bicia, że tego wieczora w ogóle nie chciało mi się wyjść z mieszkania. Głosy w głowie podpowiadały: „Nie idź! Siedź w domu i zjedz sernik, a nie szlajaj się po nocy jak ćwok!”.
No, ale trzeba było zrobić swoje. Jakby te 185 km na zakończenie października był wyglądały?
No nie wyglądałyby.
No i gdy tak sobie biegłem, to stwierdziłem, że w Kłobucku jakoś lepiej gwiazdy widać, niż w tej mojej Konurbacji górnośląskiej. Przypomniałem sobie o funkcji astrofotografii w swoim Pixelu 4a. Wyciągnąłem go z worka i zacząłem się nim bawić. Przystawałem to tu, to tam kierując obiektyw w niebo. Aby uchwycić gwiazdy, naświetlanie – za każdym razem – trwało z dobrych kilka minut. Nie miałem statywu, ale po drodze trafiłem na ogromny słup linii wysokiego napięcia, a także taki mniejszy – drewniany.
Pierwszy zrobił zdjęcie, a drugi nakręcił wideo, na którym załapała się spadająca gwiazda. Wtedy do mnie dotarło, że nawet gdy nie chce się iść na trening, warto ubrać buty i spróbować. Naokoło tyle się dzieje, że czasami wstyd to przegapić.
Wspomniałem i o Pixelu 4a i o prezencie od Dziadka Mroza.
W tym roku postanowiłem wcześniej do niego napisać. Na parapecie zostawiłem dla niego laurkę i ciastka Hit, bo akurat były w promocji. Napisałem, że chciałbym mieć nowy telefon. Taki, który robi jeszcze lepsze zdjęcie i wreszcie będzie wodoodporny. Z tym obecnym lękam się biegać, gdy pada, bądź mży, pada i grzmi.
Odpisał w trymiga: „Lecz się głupku! Prezent na święta pod koniec października? Chcesz Pixel 6, który dostępny jest jedynie za naszą niemiecką granicą, premierę miał kilka dni wcześniej, a dorwanie koloru Sorta Seafoam graniczy z cudem?!? Chłopaku! Do reszty Cię posrało?!? Jakbyś biegał połówki w okolicy 1:20 h przy trzech treningach w tygodniu, to byśmy inaczej pogadali. Hahaha, co za maksi ćwok xD”.
Wysłałem mu SMS o treści: „Kraków – 1:20:44. Makao i po makale!”.
2 dni później otrzymałem paczkę z Laponii, a w niej to:
Fakt, jest to już kawał cegły, ale… wreszcie jest wodoodporny i potrafi zrobić niesamowite zdjęcia. Odtąd jakość fot na drodzedotokio.pl, powinna być jeszcze lepsza.
Pozdrowienia znad ramienia,
Wasz Marek.