Podsumowanie 2022 roku rozpocząłem od takich oto słów:
I tak się zastanawiam od czego zacząć tym razem? W 2023 r. nie było jakiegoś spektakularnego kilometrażu, czy nowych życiówek, którymi mógłbym się chwalić na pobliskich dancingach. Ale co z tego? Nie wiem jak to się stało, ale po raz kolejny było lepiej, niż w roku poprzednim. Osiągnąłem to, o czym marzyłem od wielu lat: pojawiłem się w Bostonie i odebrałem medal World Marathon Majors.
Biorąc pod uwagę powyższe okoliczności przyrody, a także fakt złamania trójki, to nawet, gdyby wróciła mi choroba lokomocyjna i nie mógłbym już biegać tyłem do kierunku jazdy, jako biegacz jestem już teraz definitywnie spełniony. Tak perfidnie mocno. Mogę już wcale nie biegać, bo i tak jest dobrze.
Czy to oznacza, że teraz zamierzam się z powrotem doprowadzić do stanu, w którym ubrania w rozmiarze L mimo wszystko powodowały ucisk w okolicy bikini? Że zamykam ten majdan i wracam do chipsów i Fify 97?
Co to, to nie!
Zapraszam na podsumowanie 365 dni roku 2023.
Tak zupełnie wszystkich.
1. Kilometraż.
Zacznę od tego, od czego powinno się zacząć podsumowanie każdego biegowego roku – od kilometrażu. Pamiętam, że gdy zaczynałem biegać, to liczby były dla mnie (prawie) wszystkim. Porównywałem stan swoich kilometrów, ze stanem kilometrów swoich przyjaciół, z którymi niejednokrotnie mocno rywalizowałem.
Po latach człowiek dorósł do tego, że zdrowie jest jednak nieco ważniejsze, a liczby są jeno tylko dodatkiem, do dobrze przepracowanego roku.
A propos liczb. Tak prezentują się one od początku mojego biegania:
Póki nie zsumowałem wszystkich miesięcy z 2023 roku, to wydawało mi się, że na tle wcześniejszych lat – ubiegły rok będzie wyglądał o wiele bardziej ubogo. O dziwo okazało się, że nie jest tak źle. Rok 2023 znalazł się zaraz za podium w kategorii lat z największą liczba pokonanych kilometrów.
Łącznie – od początku biegania – pokonałem dystans 24 103 km. Do okrążenia Ziemi pozostało mi więc „zaledwie” 15 972 km. Mimo wszystko jest już bliżej, niż dalej.
Tak wyglądały poszczególne miesiące:
Były tzw. wzloty i upadki. Miesiące, gdy ledwo dobijałem do 150 km, a także takie, gdy spokojnie robiłem ich o 100 km więcej.
Jeżeli chodzi o sam trening, to w dalszym ciągu biegałem jedynie 3 razy w tygodniu. W tej kwestii nic nie uległo zmianie.
2. Zawody:
Wziąłem udział w 11 zawodach. Były wśród nich:
– 2 maratony: Boston, Rogoźnik
– 6 półmaratonów: Nowy Jork, Praga, Tarnowskie Góry, Tychy, Silesia, Kraków
– 3 biegi na innych dystansach: Siemianowice Śląskie (ok. 9 km), Siemianowice Śląskie (ok. 10 km), Siemianowice Śląskie (6,4 km)
Rok 2023 r. fajnymi wyjazdami stał. Nie dość, że po raz trzeci (sic!) odwiedziłem Nowy Jork, to dokładnie miesiąc później, z powrotem poleciałem do Stanów, aby móc przekroczyć metę w Bostonie (sic! x 2).
Po raz pierwszy w życiu nie biegłem maratonu na jesieni. Po wyśrubowaniu swoich wyników stwierdziłem, że nie widzę jakiejkolwiek potrzeby aby np. jechać przez pół Polski na bieg i osiągnąć tam np. rezultat w okolicy 3:08 h. Jeżeli maratony, to teraz albo turystycznie, albo w ramach fuchy pacemakera, o której to będzie jeszcze w dalszej części programu.
Super, że ponownie udało mi się odwiedzić Nowy Jork. Jeszcze kilka lat temu w życiu bym się nie posądzał o to, że w ogóle kiedykolwiek się tam pojawię. A potem, że pojadę, tam pierwszy raz. Później wrócę, a na deser pokonam jeszcze dystans półmaratonu.
Pisząc o Nowym Jorku nie sposób nie wspomnieć o tym, że po raz kolejny miałem okazję odwiedzić Broadway. Tym razem padło na Moulin Rouge. To była istna orgia dla wszystkich zmysłów jednocześnie!
Pół miesiąca przed Bostonem wziąłem udział w półmaratonie w Pradze. Wynik (1:21 h) był dla mnie sporym zaskoczeniem. Przecież ja już z nikim nie trenuję. Ja sobie tylko niezobowiązująco wróciłem do swoich 3 treningów w tygodniu po 20 km. Ot co.
Później okazało się, że Praga nie była wypadkiem przy pracy i na dystansie półmaratonu zatrzymałem się na wynikach w okolicy 1:21 h. I to za pięć czterdzieste urodziny. Bajka!
Jestem też mocno zadowolony z tego, że dwa razy udało mi się zostać pacemakerem. Móc pomagać innym, to fajna sprawa.
Dodam, że raz udało mi się stanąć na podium. W trakcie piekielnie upalnego maratonu w Rogoźniku, zająłem 6 miejsce w klasyfikacji OPEN. Dało mi to jednocześnie 3 miejsce w klasyfikacji M30.
Tak to w skrócie wyglądało.
3. Życiówki!
Będzie krótko i na temat:
Nowej życiówki nie było ani jednej sztuki.
4. (Nowa) najpiękniejsza biegowa chwila w moim życiu.
Ostatnio w tym punkcie wspomniałem o momencie, w którym złamałem 3 h w Gdańsku. Pisałem o tym, jak pięknie się wtedy wzruszyłem i jak długo to rozpamiętywałem. I jak się ładnie położyłem na wykładzinie i nie chciałem z niej zejść.
O tak właśnie:
W 2023 r. moja najpiękniejsza biegowa chwila w życia ma jedno słodkie imię:
Boston! ♥
Nie ma chyba miejsca na całej Ziemi, w którym maratończyk czułby się tak wspaniale. A jeżeli przy okazji kończy tzw. Majora, to tym bardziej!
Wiem, że na pobyt tam zapracowałem cholernie ciężką pracą. Czasy kwalifikacji, to nie Tyskie z sokiem. Tutaj naprawdę trzeba się napocić, aby coś osiągnąć. Tym bardziej jestem więc z siebie dumny, że udało mi się tam dotrzeć i mając na sobie numer startowy w czerwonym kolorze – byłem tego dnia wśród najszybszych biegowych amatorów na świecie. Myśl o tym pozytywnie zryła mi beret. I ryje czachę do tej pory.
Pamiętam jak przemierzałem Boston z dwoma medalami: z medalem najdłużej rozgrywanego maratonu na świecie, a także z medalem Majora. Jak wiele osób mnie zagadywało i jak wiele osób zagadywałem ja. Krocząc dumnie do późnych godzin nocnych byłem wniebowzięty. Ciężko jest mi to w ogóle ubrać w słowa. Czułem się po prostu fantastycznie.
A co najlepsze: w 2024 roku tam wracam!
I cały aż chodzę na myśl o tym wyjeździe.