2. Dokąd mógłbym dotrzeć?
a) no to na wschód!
Kierując się na wschód mógłbym dobiec m.in. do Władywostoku. Google twierdzi, że spacerem dotarłbym tam po nieco ponad 2 tys. godzin. Musiałbym minąć m.in. Białoruś, obrzeża Moskwy, a później kawałek Kazachstanu i przedrzeć się przez centrum Irkucka.
b) a na południe?
Celem byłaby stolica Malawi. Po drodze minąłbym m.in. Słowację, Węgry, Rumunię, Bułgarię, Turcję, Syrię, Jordanię i Sudan Południowy.
Gdzie bym dobiegł kierując się na północ i na zachód? Bez wykorzystania żeglugi morskiej nie wyrobiłbym normy 10 000 km, więc tych kierunków nie brałem pod uwagę.
3. Emocje.
Kilometry łatwo jest policzyć. Z emocjami jest już trudniej. Poniżej przedstawię te najważniejsze:
a) debiut i pierwszy medal
To było dokładnie 22 kwietnia 2012 r. Pamiętam, że w ramach promocji nowo powstałej jednostki kulturalnej w naszym mieście, biegłem w kasku i z laską górniczą. Padło na XIX Bieg Uliczny im. Wojciecha Korfantego.
Zdjęcie z ostatniej prostej może sugerować, że cierpiałem katusze i nigdy już nie założę ani kasku, ani butów do biegania. Wbrew pozorom było inaczej.
b) BMW Berlin Marathon
W 2013 r. udało mi się zapisać na maraton do Berlina. To był ostatni raz, w którym decydowała kolejność zgłoszeń.
Bieg zrobił na mnie niesamowite wrażenie. Ciarki ze startu pojawiały się systematycznie jeszcze przez kilka kolejnych miesięcy. Ogromna liczba osób, a wśród nich ja -> człowiek, który niedawno zaczął biegać i który z nadmiaru emocji nie potrafi opanować łez.
c) życiówki
Z życiówkami jest tak, że czasami wpadają same, a kiedy indziej – pomimo licznych treningów – wpaść nie chcą. Dla każdego amatora złamanie 1:30 h w półmaratonie albo 40 min na dychę, staje się wkrótce sprawą życia lub śmierci.
To żaden wyczyn poprawić życiówkę w połówce z 1:55 h na 1:53 h. Ale już z 1:31 h na 1:29 h?
d) Akihabara
W 2014 r. rozpocząłem walkę o możliwość startu w tokijskim maratonie. Dzięki tej stronie rozpoczęła się także jedna z ciekawszych przygód mojego życia.
Kiedy po kilkudziesięciu godzinach podróży dotarłem do Tokio, to nadal w to jakoś wszystko nie wierzyłem. Zostawiłem rzeczy w hotelu i poszedłem na miasto. Moim celem była jedna z dzielnic – Akihabara. Padałem na twarz, ale trzeba było się dostosować do nowej strefy czasowej. Mój zegar biologiczny wskazywał 1:00 w nocy. U nich dzień się właśnie rozpoczynał.
No i pamiętam, że gdy półprzytomny wyszedłem z metra i trafiłem na taki widok:
Od tej pory, dzięki pomocy wielu fantastycznych osób, wreszcie nauczyłem się jak to robić.
e) bieganie z wózkiem
Jeden z najbardziej eksploatowanych tematów ostatnich miesięcy 😉 No, ale co ja zrobię, skoro bieganie z Magdą sprawia mi tyle frajdy i dostarcza tylu emocji.
Tak się składa, że ponad 10 % z tych 10 000 km pokonałem właśnie z Nią.
Lepszego podsumowania tych 10 000 km chyba bym nie wymyślił.
4. Epilog.
Ja wiem, że Ziemia jest płaska, a szczepionki powodują Autyzm, ale mam nadzieję, że prędzej czy później, uda mi się przebiec dystans równy obwodowi naszej planety. Zostało mi jeszcze 30 075 km.
1/4 drogi za mną.
Później znowu mogę być gruby, nosić damskie okulary i poruszać się Humvee na blachach rozpoczynających się od liter „U” i „B”.
Taki mam plan!
2 komentarze
Podziwiam! Gdzie najbardziej lubisz biegać na Siemcach? 😉
Po Siemianowicach to jedna pętla od TV, wzdłuż osiedla Tuwima, przez wiadukt, a później Michałkowicką do Michałkowic, za Lidlem w lewo, przez osiedle robotnicze i pod TV 😉