Już po raz drugi w tym roku nie wyrobiłem się z podsumowaniem danego miesiąca, pod koniec jego żywota. Ponownie publikuję więc zbiorczy raport. Za jednym zamachem macie więc skrót najważniejszych wydarzeń z października i listopada 2019 r.
Dawno nie było tekstu.
Już jest, a wkrótce będzie jeszcze więcej.
Przynajmniej taki jest plan.
Zapraszam!
1. Kilometraż.
Tak prezentuje się październik:
A tak listopad:
Nijak ma się to do takiego września czy sierpnia, gdzie nabitych kilometrów było grubo ponad dwieście.
Już tłumaczę dlaczego.
Jeżeli chodzi o październik, to szóstego wziąłem udział w Półmaratonie Silesia. Dałem z siebie wszystko, a za dwa tygodnie miałem maraton. Postanowiłem więc nieco zluzować i biegania było mniej.
Listopad to już połączenie 2 sytuacji: wyjazdu do Nowego Jorku (+ maraton), a także kolejna – nieoczekiwana przeprowadzka. W pierwszym przypadku czasu na bieganie nie było prawie wcale, bo zamiast treningów zwiedzałem ile się dało. W drugim – po tysięcznym kursie Skodą Octavią I z rzeczami z jednego, do drugiego mieszkania, nie byłem w stanie się ruszać. Zacząłem to robić dopiero pod koniec miesiąca.
Tak wyglądają wszystkie miesiące 2019 roku:
W październiku zrobiłem 136 km, a miesiąc później o całe 3 km więcej.
2. Starty.
Starty były 3. Co jeden to lepszy!
a) XIV Silesia Półmaraton – 06.10.2019 r. [relacja]
To miał być start kontrolny przed maratonem w Poznaniu. Czy się powiódł?
Jak najbardziej.
Wynik: 1:28:31
Udało mi się wywalczyć nową życiówkę, o której będzie w dalszej części programu.
b) 20. PKO Poznań Maraton – 20.10.2019 r. [relacja]
20 – jubileuszowa edycja jednego z najlepszych maratonów w Polsce? Nie mogło mnie tam zabraknąć. Cel miałem ambitny. Z życiówki na poziomie 3:23 h, chciałem od razu powalczyć o 3:09 h.
No i tak do 30-ego km wszystko szło zgodnie z planem. Później jak mnie siekło, to ino raz.
Wynik: 3:29:29
W nosem na kwintę doczołgałem się na wynik poniżej 3:30 h.
Cóż, ryzykowałem i się nie opłaciło.
c) TCS New York City Marathon 2019 – 03.11.2019 r. [relacja]
Ponowna wizyta w Nowym Jorku? Nadal brzmi to jakoś tak niedorzecznie.
3 listopada, po raz drugi w życiu, przekroczyłem metę jednego z najbardziej prestiżowych maratonów na świecie!
Czas nie miał dla mnie żadnego znaczenia. Miałem plan, aby dobiec w okolicy 4 h.
Na całe szczęście udało się to przedłużyć o cały kwadrans.
3. Sprzedałem wózek 🙁
Wydarzyło się to 17 listopada.
To była niedziela.
Ostatni trening z Magdą zrobiłem 27 października. Od tego dnia łudziłem się, że uda mi się z Nią jeszcze pobiec. Okazało się, że ten październikowy trening był tym ostatnim :/
Wspólnie udało się nam pokonać 2802 km i 300 m. To był chyba najlepszy czas, jaki biegający tata może sobie wymarzyć. O tym co nas spotkało i jak bardzo nas ze sobą związało, napiszę w osobnym tekście.
Coś się kończy,
coś się zaczyna.
Życie.
4. Półmaratońska życiówka!
Są takie biegi, w których życiówka robi się przy okazji. Wcale się na nią człowiek nie nastawia. Walczy od początku do samego końca i nagle dostrzega, że coś tutaj nie gra. Miało być delikatnie poniżej 1:30 h, a tutaj prawie urwana ponad minuta? Na tak wymagającej trasie jaką jest trasa Silesii?!?
No, ale tak się właśnie stało!
Siadło wszystko: znakomita pogoda, dobra dyspozycja dnia, a także – i przede wszystkim – niesamowici pacemakerzy: Rafał i Artur <3
Znakomicie poprowadzili mnie od początku, do samego końca. Udało mi się poprawić życiówkę sprzed 3 lat.
Proszę Państwa. Co to był za bieg!
W takim towarzystwie to mógłbym chyba zaatakować 3 h w maratonie. Albo od razu czas poniżej 2:34 h.
Kto bogatemu zabroni?!?
5. Piąte urodziny drogidotokio.pl.
Coś czułem, że o czymś zapomniałem. No i okazało się, że zapomniałem o 5 rocznicy tego oto miejsca. Dokładnie 22 października 2014 r. powołałem do życia drogędotokio.pl.
Miejsce, dzięki któremu poznałem niesamowitych ludzi. To właśnie dzięki nim udało mi się spełnić wiele biegowych marzeń.
To, co na początku pozwoliło mi odwiedzić stolice Japonii, z czasem przerodziło się w pełnowartościowego bloga.
Po latach widzę, że moja strona relacjami stoi. Szczególnie dumny jestem z tych, które dotyczą maratonów zaliczanych do prestiżowego cyklu World Marathon Majors. Na blogu znajdziecie także wiele tekstów o samym bieganiu. W każdym z nich staram się przemycić odrobinę swojego specyficznego – angielskiego poczucia humoru. Tak było, jest i będzie.
Tutaj <- znajdziecie tekst o powstaniu strony.
Polecam!
6. Najsłabsza historia ostatniej dekady (serio!).
Do końca nie wiem czy w ogóle Wam o tym pisać, no ale… mimo wszystko doszedłem do wniosku, że powinniście o tym wiedzieć.
Gotowi na jedną z bardziej żenujących historii, którą tutaj przeczytacie?
A więc…
Wszystko rozegrało się w windzie hotelu New Yorker. Mieszkałem na 33 piętrze. Zjazd na sam dół trochę więc trwał. Zazwyczaj było tak, że co piętro ktoś się dosiadał. Znacznie przeciągało to proces wydostania się z budynku.
No i gdzieś w okolicy 27-ego piętra wszedł pewien facet.
Polak Polaka pozna, a szczególnie na obczyźnie.
No i spojrzałem mu głęboko w oczy, po czym spytałem: „Jak ci poszedł maraton?”
Odparł, że w porządku. Od razu dodał, że to był jego 4 bieg w Nowym Jorku. Z uśmiechem podkreślił, że raz wziął w nim udział na tzw. nielegalu.
No to udaję głupiego bardziej, niż jestem i ciągnąć go za język pytam:
„Jak to? Warum?”.
On uśmiechnął się jeszcze szerzej i z takim cinkciarskim błyskiem w oku przechwala się, że raz – nie mając pakietu – wbiegł na trasę zaraz za startem. Prawie mu się udało dobiec do mety, ale niestety ściągnięto go zaraz przed nią. Powiedział to w taki sposób, jakby był z tego niesamowicie dumny.
To tak jakbyście byli na jakiejś imprezie, a ktoś wchodzi między Was i się chwali: „Mordy! Wiecie co się stało?!? Właśnie skroiłem ciężarną, a wcześniej niewidomego! :D”.
Zamurowało mnie, a powiem szczerze, że mając 5 Dan i czarny pas szybkiej puenty – bardzo rzadko mi się to zdarza. To było tak cholernie słabe, że w tamtym momencie po prostu zabrakło mi słów.
Na szczęście winda właśnie kończyła swój bieg.
Mogłem wyjść na miasto i ochłonąć.
Kim był ten facet?
Niejaki Krzysztof – mąż znanej aktorki reklamującej biżuterię i meble.
Sam reklamuje chyba niezbyt zdrowe podejście do życia. Bo chwalić się, że prawie oszukało się system?
Krzyśku – strasznie to było słabe.
Tyle w temacie.
Cziuus!