3. Życiówki!
Proszę Państwa – cóż to był za rok pod względem życiówek!
Złapmy się wszyscy za dłonie i spójrzmy na to, co udało mi się osiągnąć:
a) 5 km -> 17:51 [relacja]
Moja poprzednia życiówka wynosiła 19 minut, 3 sekundy i miała całe 7 lat (!). Aż się prosiło o to, aby ją wreszcie poprawić. Miałem na to jedną – jedyną szansę w całym 2021 roku. Powód jest prosty: ciężko znaleźć atestowaną piątkę.
Chciałem złamać 19 minut, a przypadkiem złamałem ich osiemnaście 😉
Na mecie byłem w sporym szoku. No bo jak to? Człowiek, który nie trenuje szybszych jednostek, z 5000 metrów ma średnią 3:33 min/km?
Przecież to się nie godzi tak!
b) 10 km -> 37:20
Równie stara była moja życiówka na dystansie 10 km. Poprzednia – 39:02 – została wywalczona w trakcie Biegu Fiata w 2014 roku. Ta, była dosyć niespodziewana, gdyż uzyskałem ją przypadkiem. Przypadkiem, bo w biegu na 21 kilometrów i 97 metrów. Dokonałem tego w Krakowie, gdy walcząc o nowy PB na dystansie półmaratonu, matę z pomiarem czasu na dystansie 10 kilometrów, pokonałem w czasie 37 minut i 20 sekund.
Od razu zdałem sobie sprawę z tego, że gdyby był to bieg tylko i wyłącznie na 10 kilometrów, zapewne nieco mocniej bym pocisnął i wynik poniżej 37 minut byłby tylko formalnością.
c) 21,095 km – 1:20:44 [relacja]
Największe zaskoczenie 2021 roku? Krótko i na temat: mój wynik z półmaratonu w Krakowie ♥
Tak w skrócie: średnie tempo z całego biegu wyniosło 3:47 min/km, a próbując złamać 1:24 h, prawie złamałem 1:20 h.
To zrobiłem ja. Skromny borok, biegający w tygodniu 3 x 20 km.
Nie mniej, nie więcej.
d) 42,195 km – 3:08:50 [relacja]
Po szybkim półmaratonie w Tychach (wynik: 1:24:26), a także po konsultacji z nieporównywalnie szybszymi biegaczami, doszedłem do wniosku, że w Berlinie spróbuję złamać 3 godziny.
Do 31-ego kilometra wszystko szło zgodnie z planem. Później, z uwagi na falę gorąca wymieszaną ze sporą wilgotnością, musiałem przejść do truchtu, a miejscami nawet do marszu.
Ostatecznie z niemieckiej stolicy udało mi się wywieźć plan minimum, a więc złamanie 3:10 h. To jeszcze nie jest wynik 2:59:XX, ale jest już o wiele bliżej, niż dalej.
4. Zwiedzanie przez bieganie.
W 2021 roku, jak jeszcze nigdy przedtem – w ramach długich wybiegań – pozwiedzałem sobie okoliczne miasta.
Dotarłem m.in. na Kopiec Wyzwolenia, górę św. Doroty czy na Nikiszowiec. Zwiedziłem Bytom, Chorzów, Będzin, Katowice i Sosnowiec. Ba! Obiegłem sobie nawet granice swojego miasta, które w 2015 roku zostało zawierzone niepokalanemu sercu Maryi (wbrew pozorom to nie jest fake news -> źródło).
To była moja odskocznia od ciągłego biegania po Parku Śląskim. Jednocześnie zaspokoiłem swoją ciekawość. Odwiedziłem miejsca, w których nie byłem jeszcze nigdy, bądź docierałem tam jedynie za pomocą samochodu. Co kilka weekendów pakowałem więc do plecaka wodę, banana i skoro świt, wyruszałem w trasę.
Jeżeli nudzą Was te same biegowe trasy, to polecam podobny eksperyment. Zerknijcie na Google Maps i wytyczcie sobie nowe trasy.
Możecie się pozytywnie zaskoczyć.
5. Idzie nowe.
A w zasadzie to chyba już przyszło. Po pierwsze, to chciałem napisać, że jestem z siebie cholernie dumny. Dzięki tylko i wyłącznie swojej pracy, udało mi się dotrzeć do granicy, do której dotarcia nigdy bym się nie spodziewał. Bo, żeby przy 3 treningach w tygodniu, bez żadnych szybszych jednostek, zrobić 1:20 h na dystansie półmaratonu?
Choć matematycznie za bardzo się to nie spina, uwierzyłem, że jestem w stanie powalczyć o złamanie 3 h w maratonie. Starałem się to zrobić w Berlinie, ale niestety nie wyszło. Ale może to i dobrze?
Fajnie jest móc dalej powalczyć o tę magiczną trójkę. Tym bardziej, że na początku grudnia 2021 r. trafiłem pod skrzydła Dawida Maliny z Inżynierii Biegania. Jestem niesamowicie ciekawy jak rozwinie się ta współpraca. Ze swojej strony mogę mu obiecać, ale przede wszystkim i sobie, że każdy trening będę wykonywał w jak największym skupieniu. Chcę dać z siebie 120%. Robić wszystko co trzeba.
Domyślam się, że „ucierpią” na tym moje kolejne starty. Kiedyś startowałem kiedy i gdzie chciałem. Teraz będę startował wtedy, kiedy zielone światło da mi Dawid. Bynajmniej wcale mi to nie przeszkadza i w pełni się z tym zgadzam.
Jestem bardzo szczęśliwy, że udało mi się znaleźć kolejnego partnera. Jest nim siłownia Saturn Fitness w Chorzowie:
To właśnie tam trenuję, gdy za oknem jest smog albo ślisko. Deszczu i śniegu się nie boję, ale na oblodzonych powierzchniach ciężko się biega akcenty i łatwiej wtedy o niechciany szpagat. No, a gdy dostajesz takiego SMS:
i sprawdzasz mapę zanieczyszczenia:
to już w ogóle się odechciewa aktywności na „świeżym” powietrzu.