Podsumowanie 2 miesięcy – za jednym zamachem – zdarzało mi się zazwyczaj po wakacjach. Hurtem zabierałem się wtedy za lipiec i sierpień. Jak to się stało, że tym razem spotkało to maj i czerwiec? Wszystkiemu winne są liczne wyjazdy i brak czasu zaraz po nich.
To tyle gwoli wstępu.
Zapraszam na podsumowanie maja i czerwca roku pańskiego dwa tysiące dziewiętnastego.
1. Kilometraż.
Tak prezentuje się maj:
Tak natomiast wygląda czerwiec:
Zasadnicza różnica dotyczy liczby treningów w tygodniu. Począwszy od stycznia wyglądało to zawsze tak samo: coś szybkiego w środku tygodnia, a w weekend po ok. 18 km z Magdą.
Stwierdziłem jednak, że tak jak na razie odpuszczam sobie walkę o PB na dystansie półmaratonu i dychy (o życiówkę na 5000 m jeszcze powalczę), to do jesiennego maratonu trzeba się jakoś przygotować. Trzema treningami w tygodniu niewiele zdziałam. Od czerwca postanowiłem więc dołożyć jeden dodatkowy. Tym sposobem wróciłem do korzeni – znowu biegam 4 razy w tygodniu.
No, a cel na październikowy 20. Poznań Maraton?
Na pewno życiówka. Spróbuję powalczyć o czas poniżej 3:15 h.
Nie wyjdzie?
Zamykam ten majdan i kupuję elektryczną hulajnogę.
Marzę o niej od końca pierwszego kwartału.
W maju stuknęły mi 142 km.
W czerwcu było ich już znacznie więcej.
2. Starty.
Starty były cztery – po dwa na każdy miesiąc:
a) IX Szóstka Pogorii – 12.05.2019 r. <- relacja
Walczyłem od początku, to końca. Dałem z siebie wszystko. Faktu, że nie trenuję żadnych szybszych jednostek – nie udało mi się jednak zamaskować.
Cóż, za rok spróbuję ponownie. Przy życiówce na 5 km, która wynosi 19 min i 3 sek, wstyd nie zejść poniżej tych nieszczęsnych 19 min.
b) 2019 Vitality London 10,000 – 27.05.2019 r. <- relacja
Drugi bieg w Londynie w przeciągu miesiąca?!? Miesiąc po zaliczeniu mojego piątego Majora?!? Dycha o randze mistrzostw Wielkiej Brytanii?!? To nadal brzmi jak jakiś kosmos!
Mimo wszystko udało mi się wystartować, a także dobiec do mety. Nie czas był najważniejszy, a samo uczestnictwo. Te – przez kilka chwil – stanęło pod znakiem zapytania. O historii związanej z brakiem numeru startowego przeczytacie w powyższej relacji.
c) 2nd Wizz Air Katowice Half Marathon 2019 – 02.06.2019 r. <- relacja
To był mój drugi start w Łizerze. Ponownie wcieliłem się w rolę pacemakera na 1:50 h. Udało się sprostać przeciwnościom losu w postaci braku oznaczeń poszczególnych kilometrów, wysokiej temperatury i kilku wymagającym podbiegom.
Na linii mety zameldowaliśmy się po 1 h 49 min i :38 s.
d) Mattoni Olomouc Half Marathon 2019 – 15.06.2019 r. <- relacja
W Ołomuńcu wystartowałem po raz czwarty. Na ten bieg czekam zawsze z wypiekami na twarzy. Perfekcyjna… pardon -> PERFEKCYJNA organizacja i pierdyliard kibiców na trasie. Z tej mieszanki może wyjść tylko coś dobrego.
Szkoda, że w Polsce nie organizuje się takich biegów, a jeżeli już – to jest to promil wszystkich imprez biegowych.
3. Trening w Hyde Park.
Trenowałem już w wielu fajnych miejscach. Na mojej liście „do zrobienia” od zawsze figurował trening w Hyde Park. Niestety, w trakcie mojego pobytu w Londynie w kwietniu, nie miałem czasu, aby go zrobić. Na całe szczęście, miesiąc później, odbyłem tam całe 2 treningi.
Poniżej znajdziecie zapis z tego dłuższego:
O treningu w Hyde Parku przygotuję osobny wpis. Podobnie jak miało to miejsce z treningiem w Nowym Jorku i Tokio.
4. 7 Major?
Stało się, to co musiało się stać. Abbott World Marathon Majors ogłosił, co następuje:
Singapur nocą? Bo ponoć ma być to wieczorny maraton.
Brzmi to wszystko niezwykle kusząco:
Do wielkiej szóstki brakuje mi „tylko” Bostonu i to na nim się teraz skupiam. A Singapur?
Byłoby fajnie/genialnie*.
*- niepotrzebne skreślić.
5. „Walka o kaloryfer” – odcinek 5345.
To będzie moja 3 próba, aby nad polskim morzem, w trakcie ściągania koszulki, wkurzyć niejednego Sebixa. Tak tak! Znowu zacząłem ćwiczyć mięśnie brzucha <fanfary>.
Zainstalowałem sobie aplikację i serwuję sobie następującą serię ćwiczeń:
Na koniec dobijam się jeszcze serią 50 pompek.
Zazwyczaj po 2-3 miesiącach musiałem przerywać ćwiczenia z uwagi na ból lewego kolana. Na początku myślałem, że to kwestia związana z samym bieganiem. Doszedłem jednak do wniosku, że to przez planka. Dziwna sprawa, ale chyba coś w tym jest.
Problem z lewym kolanem ciągnie się od kilku miesięcy. Co jakiś czas pojawia się w nim ból, który jest wynikiem przeciążenia. To jakiś przyczep czegoś do czegoś. No i te wielominutowe planki spinały mi to miejsce jeszcze bardziej.
Stworzyłem sobie swój własny zestaw i desce powiedziałem kategoryczne: „NIET!”.
Tym optymistycznym akcentem kończę powyższe podsumowanie.
Pozdrowienia znad ramienia!
Marek.